sobota, 23 sierpnia 2014

Czy jestem Potterhead'em?

Hejjjka!!!
Bardzo przepraszam za tak długą nieobecność, postaram się Wam to zrekompensować w najbliższym czasie. No, ale na razie o czym innym.  Potterheads będą ze mnie dumni xD W końcu Olynte odwieczna przeciwniczka HP, zabrała się za Pottera. Jestem już przy piątej części, więc nie obrazicie się chyba jak zrecenzuję na razie moją ulubioną czwartą część.


Opis:
"W tym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart rozegra się Turniej Trójmagiczny, na który przybędą uczniowie z Bułgarii i Francjii. Zgodnie z prastarymi regułami w turnieju uczestniczyć ma trzech uczniów reprezentantów każdej ze szkół, wybranych przez Czarę Ognia. Dziwnym zbiegiem okoliczności wybranych zostaje czterech. Co z tego wynika dla Harry'ego, jego przyjaciół i całego świata czarodziejów, dowiecie się z lektury 767 stron czwartego tomu Harry'ego Pottera. Wątkiem przewijającym się przez wszystkie tomy jest walka dobra ze złem. Obawiam się, że będą ofiary!"

Oprawa wizualna:


Mogłaby być ładniejsza. Dobra, już dobra wiem, że marudzę, ale taka prawda. W ostateczności może być.
4/5

Coś niecoś o fabule:
Akcja książki zaczyna się podczas snu Harry'ego. Widzi w nim Glizdogona i Voldemorta, którzy rozmawiają o jakimś morderstwie,a następnie popełniają kolejne.  W tym momencie Harry budzi się ( jak zwykle na początku książki) w domu Dursley'ów. Główny bohater niedługo ma jechać na mistrzostwa świata w quidditchu razem ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi Ronem i Hermioną oraz prawie całą rodziną Weasley'ów. Na początku wszystko jest super: dotarli na miejsce bez problemów, rozłożyli namioty na polu kempingowym, mecz był świetny, lecz jak zawsze coś musiało pójść nie tak. Mianowicie w nocy po meczu kilkunastu śmierciożerców wyszło ze swoich namiotów i zaczęło siać spustoszenie. Wyłapywali mugoli i szlamy i bawili się ich kosztem powodując przy tym nie mały zamęt na polu namiotowym. Pan Weasley obudził wszystkich i swoim niepełnoletnim dzieciom kazał uciekać do lasu wraz z Harrym i Hermioną, a sam z Billem, Charliem i Percym (starszymi braćmi Rona) pomagał opanować sytuację. Podczas ucieczki oprócz tego, że odłączyli się od Freda, Georgea i Ginny to Harry odkrył jeszcze, że zgubił różdżkę. Przyjaciele zaczęli przedzierać się w głąb lasu, gdy na niebie zakwitł jadowicie zielony Mroczny Znak. I w tym momencie skończę, żebyście mieli choć trochę niespodzianek podczas czytania (mam nadzieję), bo już i tak opisałam dość dużo.
4,5/5

Bohaterowie:

Hmmm... Może Was tym zaskoczę, a może wcale nie, ale Harry wcale nie spodobał mi się zbytnio jako postać, ale dlaczego powiem wam przy recenzji części piątej. Bardziej lubię Rona i Hermionę. Spodobało mi się też rodzeństwo Rona nie licząc Percy'ego. Natomiast z czwórki biorącej udział w Turnieju najbardziej spodobał mi się Cedrik Diggory. Zapomniałam jeszcze o Ricie Skeeter - dziennikarce "Proroka Codziennego", uważam, że pomimo iż strasznie namieszała była postacią dość barwną i ciekawą. Podoba mi się też w tej serii, że nie ma bohaterów idealnych (według mnie).
4/5

Cytaty:

"Jeśli chcesz poznać człowieka, dowiedz się, jak traktuje swoich podwładnych, a nie równych sobie."

"Huknęło tak, jakby w przedziale eksplodowało pudło sztucznych ogni. Oślepiony

blaskiem śmigających ze wszystkich stron zaklęć, ogłuszony serią huków,
Harry zamrugał i spojrzał na podłogę.
Malfoy, Crabbe i Goyle leżeli bez ruchu przy drzwiach. On sam, Ron i Hermiona
stali w przedziale — każde z nich użyło innego zaklęcia. Ale nie tylko oni
to zrobili.
—Pomyśleliśmy sobie, że warto sprawdzić, czego oni od was chca˛—powiedział
rzeczowym tonem Fred, nadeptując na Goyle’a i wchodząc do przedziału.
W ręku trzymał różdżkę, podobnie jak George, który też zadbał o to, by nadepnąć
na Malfoya, wchodząc za Fredem.
— Ciekawy efekt — powiedział George, patrząc na Crabbe’a. — Kto użył
furnunkulusa?
—Ja— mruknął Harry.
— Dziwne. Ja użyłem galaretowatych nóżek. Wygląda na to, że tych dwóch
zaklęć nie powinno się mieszać. Chyba mu wyrosły czułki na twarzy. No, ale nie
można ich tu zostawić, psuja˛wystrój wnętrza.
Ron, Harry i George wykopali, wytoczyli i wypchali trzech nieprzytomnych
Ślizgonów — jeden wyglądał gorzej od drugiego po mieszance zaklęć, jakie ich

trafiły— na korytarz, po czym wrócili i zamknęli za sobą drzwi."

"Nic nigdy nie mogło odwieść profesora Binnsa od odczytywania im

drobiazgowych notatek na temat buntów goblinów. Skoro jednak nawet własna
śmierć nie przeszkodziła mu w dalszym nauczaniu, przypuszczali, że na takie
drobnostki jak Boże Narodzenie i bal w ogóle nie zwraca uwagi. Zdumiewało ich
tylko, jak mu się udawało nawet najbardziej krwawe zamieszki goblinów uczynić
równie nudnymi, jak raport Percy’ego na temat grubości denek kociołków. Profesor
McGonagall i profesor Moody też im nie popuszczali aż do ostatniej sekundy
lekcji, a Snape, rzecz jasna, prędzej by adoptował Harry’ego, niż pozwolił im bawić się˛ na lekcji."

No dobra, mam tego jeszcze trochę, ale ten post stanie się niesamowicie długi, jeśli dodam jeszcze tych kilka cytatów.

Ocena ogólna:

Ogólnie książka przypadła mi do gustu na tyle, żeby szukać kolejnych części i czytać dalej. J.K. Rowling świetnie pisze i trudno przyczepić się o coś jeśli chodzi o jej styl pisania, fabułę książek (czytałam też kilka innych tyle, że pod innym pseudonimem), wartkość akcji etc.
12,5/15

Książkę o Harry'm Potterze zrecenzowała dla Was Olynte

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz